Ten dzień był deszczowy i chłodny, zresztą jak wszystkie w tym tygodniu. Niby kończyła się wiosna, a za oknami starych kamienic wyglądało, jakby był środek października.
Clove siedziała na dywanie w ciemnym pokoju, szlochając cichutko, a w tle słychać było „Eyes on Fire”. Dziewczyna spojrzała kątem oka na przewrócone, kartonowe pudełko i po chwili znów wlepiła wzrok w zdjęcie małej dziewczynki. Była to jej mama, kiedy miała trzy lata. Clove nigdy wcześniej nie widziała jej na oczy, nie licząc tego jedynego zdjęcia. Słyszała kilka wersji, dlaczego ją zostawiła. Jedni mówili, że to przez nałogi, drudzy, że nie była gotowa na to, żeby opiekować się dzieckiem, jeszcze inni, że była za bardzo zajęta sobą, pracą, hobby albo znalazła innego mężczyznę. Nawet nie znała jej prawdziwego imienia. Nikt przecież nigdy nie poruszał TEGO tematu z Clove... Dziewczyna nie płakała jednak z tęsknoty za mamą. Jej łzy spowodowane były tym, że jej znajomi nie akceptowali jej wyglądu, stylu życia.
Miała 14 lat i też na tyle wyglądała. Gruby, brązowy warkocz spływał po jej ciele aż do pasa. Spod ciemnoczerwonej, lekko pofalowanej grzywki patrzyła na świat dużymi, szarymi oczami. Nie była zwolenniczką makijażu, więc nawet nie posiadała dużej ilości kosmetyków. Miała nieskazitelnie czystą i bladą skórę, jakby przed chwilą płatki śniegu oblepiły całej jej ciało. Zazwyczaj była miła, lecz bardzo szybko się denerwowała. Czasem nawet lubiła się pośmiać, ale nie było to takie łatwe, bo brakował po prostu powodów do uśmiechu. Coraz częściej w szkole musiała znosić komentarze pod swoim adresem. Często na swojej szafce znajdowała wypisane jakieś hasła. Nie były one miłe. Czasem zamieniła kilka słów z kolegami, ale na koleżanki (wymalowane kobietki, chodzące na platformach z różowymi torebkami) nie miała co liczyć. I tak większość przerw między lekcjami spędzała w szkolnej bibliotece, w której raczej nie zbierały się tłumy. Oprócz czytania Clove mogła jeszcze pogawędzić ze starszą bibliotekarką, panią Doods. Po powrocie ze szkoły dziewczyna chodziła dwie ulice dalej na treningi, ale nie siatkówki jak to robiła większość klasy. Clove trenowała łucznictwo. Bardzo lubiła swojego trenera, więc spędzała tam sporo czasu. Uczyła się też grać na gitarze klasycznej, lecz nie chodziła na jakiekolwiek zajęcia. Wolała uczyć się sama ze starych podręczników i internetu. Tak w roku szkolnym mijały dni.
Clove poskładała wszystkie zdjęcia i włożyła je do pudełka. Po wsunięciu go pod łózko, przebiegła wzrokiem po swoim pokoju i zobaczyła wiszący nad łóżkiem plakat z nagłówkiem: „Obóz dla młodych łuczników 30.06- 20.07”. Otarła łzy, sięgnęła po swój granatowy dziennik i od razu wzięła się za pisanie:
/28.06 czwartek/
„Drogi pamiętniku, to już za dwa dni! Nie mogę się doczekać, kiedy na własne oczy zobaczę Glimmer Eveden. Może uda mi się z nią porozmawiać. Mam taką nadzieję!”.
Zamknęła zeszyt i powędrowała do pełnej walizki. Spojrzała na plakat z twarzą Glimmer i przebiegła palcami po skórzanym kołczanie. Jednak radości towarzyszył też strach. Czekały ją przecież zawody, które miała oceniać sama Glimmer. Wbiła wzrok w ścianę i wyszeptała do siebie: „Będę najlepsza…” wskoczyła do łóżka i zasnęła.
Następny dzień był taki sam jak pozostałe. Różnił się jedynie tym, że zamiast lekcji i przesiadywania w bibliotece odebrała świadectwo i po pożegnaniu pani Doods poszła do domu. Resztę dnia spędziła na strzelnicy. Po powrocie do domu od razu poszła spać. Nawet nie zwracała uwagi na tatę, ponieważ jak zwykle był zajęty pracą.
Przez całą noc myślała o tym, ile punktów zdobędzie jutro, a raczej dzisiaj, ponieważ była już godzina 2:38 (!!). Dopiero około 4:30 udało jej się zasnąć.
Rano wstała bez problemu, bo wiedziała, co ją czeka. Zjadła śniadanie, ubrała brązową luźną bluzkę, rozpiętą koszulę z jeansu i szare legginsy. Włosy związała w warkocz i wyszła. Miała jeszcze mnóstwo czasu. Na przystanku skąd odjeżdżał autobus, spotkała swojego przyjaciela, którego znała ze strzelnicy. Poza panią Doods i trenerem to właśnie z nim dogadywała się najlepiej. Miał na imię Luke. Tak jak Clove miał 14 lat, jednak nie chodził do tej samej szkoły.
12 godzin jazdy minęło bardzo szybko, tym bardziej, że dziewczyna miała z kim porozmawiać, a temu chłopakowi mogła powiedzieć bardzo dużo.
Kiedy już prawie dotarli, Clove wypadł dziennik z plecaka. Luke podniósł go i przeczytał ostatni wpis.
- Eveden?- zapytał
- Jak powiesz, że jej nie znasz albo nie lubisz, przysięgam - uduszę cię..
- Oczywiście, że znam!- zaśmiał się, a na twarzy Clove pojawił się uśmiech.
- Masz szczęście - zachichotała i po chwili wygłupów odebrała zeszyt chłopakowi.
Wszyscy wysiedli z autobusu, a ich oczom ukazał się przepiękny widok – taki, jaki widzieli już rok temu. Na środku rozciągało się jezioro z odbijającymi się barwami zachodzącego słońca. Po prawej stronie krajobrazu stały cztery drewniane chaty – to w jednej z nich mieli zamieszkać. Zaś po lewej widać było wielką polanę, a na niej strzelnicę. Dla dziewczyny piękniejszy widok nie istniał. Niezapomniany zapach lasu wokół obozu unosił się w powietrzu.
Po rozpakowaniu się wszyscy zebrali się przy jeziorze, aby lepiej się poznać. Clove nie miała z tym najmniejszego problemu, ponieważ wszyscy byli tutaj tacy jak ona: ubrani w barwy moro, uwielbiający biegać z łukiem po polanach i łąkach. Szybko zapoznała się z resztą uczestników obozu, a następnie w ramach relaksu wszyscy poszli na strzelnice.
Dzień szybko się skończył i dziewczyna wróciła do przydzielonego wcześniej pokoju 22, który dzieliła z nowymi koleżankami. Kiedy weszła, dziewczyny zachęcająco uśmiechnęły się do niej, a w tle widniały rozmaite plakaty Glimmer. „Znalazłam bratnie dusze”: powiedziała do siebie. Następnego dnia miała pojawić się ich idolka, więc cała podekscytowana czwórka poszła szybko spać.
Rano wszystkie dołączyły do grupy, aby przywitać się z Glimmer. Pytania padały jedno po drugim. Clove tylko słuchała uważnie i zapamiętywała odpowiedzi. Wgapiała się w jej twarz, bo wiedziała, że jest coś jeszcze niż tylko to, co na zdjęciu czy plakacie. Coś znajomego. W pewnym momencie przypomniała sobie 3- letnie dziecko ze zdjęcia. Tak. To ta sama twarz, rysy, szare oczy i śnieżnobiała skóra. Wystarczyło tylko, żeby padła odpowiedź: „Po byłym mężu miałam na nazwisko Forbes…” Clove nie mogła w to uwierzyć... Postanowiła powiedzieć o tych domysłach swojemu opiekunowi, z którym doskonale się dogadywała. Razem sprawdzili biografię Glimmer i wszystko było jasne...
W te wakacje Clove odnalazła swoją mamę, a Glimmer obiecała jej, że na obozie nadrobią wszystkie stracone lata, zaś po powrocie zaczną po prostu od nowa i już nic nie będzie takie samo, bo przecież mają wreszcie siebie...
/11.07 czwartek/
„Drogi pamiętniku, tych wakacji nie zapomnę do końca życia… A zawody? Poszło świetnie. Drugie miejsce!".
Paulina Pryk