poniedziałek, 21 maja 2018

Moje córki krowy





Autorka recenzji: KAROLINA ŁUCZAK


Kontrasty

      Smutny i poruszający, lecz jednocześnie zabawny. "Moje córki krowy" - komediodramat wyreżyserowany przez Kingę Dębską - to film podejmujący trudną tematykę, lecz ukazujący ją w taki sposób, aby nie pozostawić widza w przygnębieniu.
      Historia dwóch sióstr o zupełnie różnych charakterach, które pod wpływem choroby matki zmieniają się. Los zmusza je do zakopania topora wojennego - kobiety będą opiekowały się swoim despotycznym, ale jakże kochanym, tatą, który przez własną chorobę staje się "dużym dzieckiem".
      Reżyserka stawiając bohaterów w tak trudnej życiowej sytuacji, pokazuje nam, że nie istnieje instrukcja, szablon "jak zachować się w obliczu śmierci bliskiej osoby". Należy żyć chwilą, oddać się emocjom - nie powstrzymywać ani smutku, ani radości.
Film ten to właśnie przeplatanka tych uczuć, odzwierciedlenie prawdziwego życia, nie ma tam kłamstwa, przekoloryzowania sytuacji - jest za to naturalność.
      Połączenie przemyślanego scenariusza z świetną grą aktorską, wpływa na pozytywny odbiór filmu, a zestawienie tragizmu i komizmu daje lekkość w ukazaniu trudnych momentów. Podjęta tematyka skłania do refleksji. Film jest produkcją wartą polecenia.




Autorka recenzji: WIKTORIA WOLAN


Śmiech jak i łzy

           
            Film ukazuje historię dwóch sióstr, które więcej dzieli niż łączy. Można powiedzieć, że łączą ich tylko rodzice.
            Starsza siostra - Marta - jest znaną aktorką. Ma córkę, którą samotnie wychowuje. Młodsza - Kasia - jest nauczycielką w szkolę, Ma męża i syna. Mieszka z rodzicami.
            Ich świat wywraca się do góry nogami, kiedy jedna z najbliższych im osób-matka-zachorowała na śmiertelną chorobę. Dopiero  wtedy zbliżają się do siebie, aby przejść przez to razem. Pomóc ojcu, który źle przeżywa chorobę swojej żony. Jak  się później okazuje też jest chory.
            Film w reżyserii Kingi Dębskiej pokazuje nam jak siostry, które  ze sobą często nie rozmawiają i nie spotykają, w trudnym momencie swojego życia zaczynają działać razem.
            ,,Moje córki krowy” to tragikomedia, która pokazuje, jak tragedia łączy ludzi.




Autorka recenzji: WERONIKA SANCAR


Zabawa ze łzami


    „Moje córki krowy” to historia dwóch sióstr, które, dowiedziawszy się o chorobie matki, a w późniejszym czasie ojca, zaczynają ze sobą współpracować - co prowadzi do zawiązania dawnych relacji na nowo. Oglądając ten film, wyreżyserowany przez Kingę Dębską, nie można zachować przez cały czas uśmiechu na twarzy, niemniej jednak niemożliwy jest również nieustanny płacz. Ta adaptacja filmowa ukazuje nam, jak przy tak tragicznej, a zarazem naturalnej sytuacji - mianowicie, gdy mamy styczność ze śmiercią kogoś bliskiego - można żyć z pogodą ducha, która opuszcza nas wyłącznie, gdy zdajemy sobie sprawę z obecnych okoliczności.    

    Marta (Agata Kulesza) i Kasia (Gabriela Muskała) to siostry, chociaż gdy poznamy je bliżej, możemy snuć przemyślenia, że któraś z nich ma innych rodziców... Kobiety różnią się od siebie prawie pod każdym względem. Marta to bogata aktorka, która na pierwszy rzut oka wydaje się być zadowolona ze swojego życia. Za każdym razem w szpitalu obserwujemy ją w chwilach, gdy „przekupuje” lekarzy prezencikami, w zamian za informacje związane ze stanem zdrowia matki i ojca. Kasia, w przeciwieństwie do Marty, jest infantylną, nadwrażliwą „panikarą”, opiekującą się rodzicami oraz pracującą w szkole podstawowej. Jej mąż Grzegorz, to bezrobotny nieudacznik, rzekomo szukający pracy. Obie dziewczyny nie utrzymują ze sobą kontaktu, jednak teraz, w sytuacji choroby rodziców, muszą zjednoczyć siły.

     Zdarzenia przedstawione w filmie stawiają nas w sytuacji bez wyjścia - gdy nie mamy wpływu na śmierć bliskich. Każdy zmierzył się lub dopiero zmierzy się z odejściem kogoś z rodziny. W „Moich córkach krowach” (tak ojciec nazywał swoje córki) zauważamy potencjalne zachowanie ujawniające się wraz z nieuleczlną chorobą i reakcją na nią - nerwowe oczekiwanie na szpitalnym korytarzu czy też modlitwy o zdrowie. Siostry nieraz się sprzeczają, właściwie to też nadaje humoru tej historii. Tak samo jak schorzenie ojca, które martwi  nas swoim występowaniem, jednak dość często zdarzają się sytuacje, które powodują, że wybuchamy śmiechem, gdy puści jakąś gafę.

    „Moje córki krowy” to film, którego gatunku nie da się inaczej określić niż jako komediodramat. Przy tak wzruszającej i zarówno zabawnej opowieści, nie wiemy czy mamy się w większości śmiać czy płakać. Reżyserka dała nam szansę przebrnąć wraz z bohaterami przez przygodę związaną ze śmiercią, żałobą i radzeniem sobie z nią. Obejrzenie tej ekranizacji dało mi wiele nauki, dotyczącej  życiowych spraw, więc cieszę się, że mogłam zapoznać się z fabułą tak pouczającego filmu, który edukuje w zabawny sposób i nie tylko.