Recenzja I tomu pt. „Miasto kości”
z serii „Dary Anioła”
Wyobraź sobie, że świat, który
znasz z mitów i legend, istnieje naprawdę. Tylko, że jest skryty za magiczną
zasłoną niewidoczną dla zwykłego śmiertelnika. A teraz spróbuj wyobrazić sobie,
że pewnego wieczora, podczas tańca w klubie, stajesz się świadkiem ataku na
nieznajomego ci chłopaka. Problem tkwi w tym, że tylko ty dostrzegasz całą
sytuację, mimo wielu osób bawiących się dookoła…
W takich właśnie
okolicznościach czytelnik poznaje Clary, główną bohaterkę książki. Powieść jest
pełna dowcipnych rozmów pełnych sarkazmu. Nie brakuje w niej jednak chwil
niepewności i grozy. Historia toczy się w Nowym Yorku, jednak nie takim
zwykłym, lecz pełnym demonów, wampirów, wilkołaków oraz co najważniejsze
Nocnych Łowców. Występują tam również inni Podziemni, tacy jak fearie czy
czarownicy oraz Przyziemni, czyli zwykli ludzie nie zdający sobie sprawy, co
dzieje się za niewidoczną zasłoną. W ten niezwykły świat nieświadomie i
nieodwracalnie wchodzi Clary Fray – zwykła dziewczyna. Gdyby nie była wtedy w
klubie zwanym „Pandeonium” i nie spotkała Jace’a – chłopaka, który został
zaatakowany, prawdopodobnie żyłaby normalnie swoim zwykłym życiem. Jednak
wszystko się zmienia, ponieważ okazuje się, że w żyłach dziewczyny płynie krew
Nocnych Łowców. Gdy jej matka niespodziewanie zostaje uprowadzona, Clary bez
długiego namysłu rusza jej na pomoc wraz z nowo poznanymi przyjaciółmi...