OLIWIA OLEKSY "Piasek w butach"
23 czerwca, godzina 8.48, po szkolnych korytarzach chodzą
elegancko ubrani uczniowie z wiecznie zmęczonym wyrazem twarzy, workami pod
oczami i napuchniętą od nadmiaru wiedzy głową. Pot spływa im z czoła, gdyż na
dworze jest ponad 30 stopni Celcjusza, a mama kazała im się ubrać w koszule o 2
rozmiary za małą. To wszystko mogło oznaczać tylko jedno - zakończenie roku
szkolnego.
Oliwia
stała niecierpliwie przed salą 112, czekając na wiecznie spóźnioną panią
nauczycielkę. Chciała mieć już to za sobą, gdyż nie interesowała ją przemowa
wychowawczyni, ani denne przedstawienie, które z roku na rok było coraz gorsze.
W tamtej chwili miała ważniejszą sprawę na głowie. Za 4 dni wybierała się nad
morze, a nie była jeszcze spakowana. Miała zamiar pojechać jeszcze na zakupy,
żeby być dobrze przygotowaną. Po 2 godzinach wróciła wreszcie do domu z pięknym
świadectwem. W pośpiechu rzuciła torebkę na komodę, a buty zostawiła na środku
przedpokoju. Pobiegła do swojego pokoju, żeby jak najszybciej spakować się na
wymarzone wakacje. Szybkim i energicznym ruchem otworzyła szafę, wyjmując z
niej torbę, do której miała się spakować.
- Wydawało mi się, że ta torba była większa - pomyślała.
Już wtedy wiedziała, że na pewno się do niej nie zmieści.
Oliwia stanęła przed szafą gotowa na dzikie pakowanie, a tu nagle pojawił się
kolejny problem. Nie miała żadnych ładnych ciuszków do wzięcia ze sobą, mimo że
szafa uginała się pod ciężarem ubrań. Przekopała dwie sterty ubrań i nadal nic.
Po przeanalizowaniu zawartości szafy, stwierdziła, że musi iść na zakupy. Całe
to pakowanie zajęło jej aż trzy dni, kiedy w końcu mogła powiedzieć, że jest gotowa na podróż.
W końcu
nadszedł dzień oczekiwanego wyjazdu. 8 godzin w aucie i brak snu było
męczarnią, ale opłacało się. Kiedy rano dotarła z rodziną na miejsce, jej oczom
ukazał się wspaniały widok wschodzącego słońca. Nic nie mogło zepsuć jej
humoru, aż tu nagle zza wydmy wyłonił się handlarz krzyczący swoim piskliwym
głosem:
- ORZESZKI W KARMELU KUP MÓJ PRZYJACIELU!
- Przymknij się człowieku! - odpowiedział mu pewien
plażowicz.
- A może trochę popcornu?
- Nie słyszałeś co powiedziałem? Słucham teraz radia, a pan
mi w tym przeszkadza.
- No to może na watę cukrową będzie miał pan ochotę?
- Zaraz ci z tej waty czuprynę zrobię!- odpowiedział mu
plażowicz, po czym zaczął go gonić.
Jeszcze chwilę obserwowała ich wzrokiem, ale później
zniknęli jej z oczu. Oliwii zaczęło burczeć w brzuchu, więc zaproponowała, żeby
poszli do jakiejś restauracji na śniadanie, na co wszyscy się zgodzili. Nie
mieli daleko, gdyż restauracja była tuż przy plaży. Każdy zajął miejsce przy
stole, po czym rodzice zamówili obiecany posiłek. Kiedy kelner przyniósł chleb
z pastą z makreli, Oliwia pomyślała, że zaraz zwymiotuje.
- Smacznego!- powiedziała mama.
- Czy w karcie nie było czegoś, no wiesz, nie związanego z
rybą? - spytała grzecznie Oliwia.
- No co ty! Przecież jesteśmy nad morzem, a tutaj je się
tylko ryby! Spróbuj, a przekonasz się, jakie to jest dobre.
- Dobrze - odparła ze sztucznym uśmiechem Oliwia.
Najpierw powąchała, potem zatkała nos i zrobiła pierwszy
kęs. Pani ze stolika obok była bardzo oburzona jej zachowaniem, ale jeszcze nie
wiedziała, co ją czeka. Oliwia chciała już połknąć przeżuty kawałek pasty, aż
tu nagle zakrztusiła się ością. Zaczęła się dusić, mama podała jej wodę, a tata
klepnął ją w plecy, gdy nagle ość wraz z resztkami wylądowały na koszuli pani
ze stolika obok. Oszołomiona pani w pierwszej chwili nie wiedziała, co się stało.
Dopiero po chwili, kiedy zmieszała rodzinę Oliwii z błotem, opuściła
restaurację. Im też było wstyd, więc zapłacili i jak najszybciej opuścili
lokal. Gdy wsiadali do auta, Oliwia zorientowała się, że zgubiła gdzieś swój
zapasowy portfelik z resztkami pieniędzy z komunii… Wiecie, jak to mówią: ,,
Stare pieniądze z komunii nie rdzewieją’’ tylko znikają w niewyjaśnionych
okolicznościach. W tym przypadku bardziej pasowałoby to drugie określenie,
gdyby nie to, że Oliwia doskonale pamiętała, gdzie zostawiła portfelik - w
restauracji. Niestety było już za późno, żeby się wrócić, więc Oliwia
postanowiła przeboleć tę sytuację.
Cała
rodzina przyjechała zameldować się do hotelu. Wejście było wyłożone kostką
brukową i dwoma ozdobnymi pasmami z piasku. Wszyscy byli tak zajęci
rozpakowywaniem bagaży, że nie zauważyli jak młodsza siostra Oliwii bawiła się
w piasku. W recepcji dostali klucz do pokoju. Pani z obsługi była tak miła, że
zaprowadziła ich do odpowiedniego pokoju. Przed wejściem poprosiła jednak, żeby
zawsze zdejmować buty, bo parkiet szybko się brudzi. Kiedy każdy zdjął już buty
i nadeszła pora na małą siostrzyczkę Jagodę, mama podejrzewała, co się za
chwilę stanie, ale było już za późno... Jagoda, zdejmując buty, wysypała cały
piasek, tworząc przy tym małą piaskownicę na środku hotelowego korytarza. Po
tym incydencie pani z obsługi nie była już taka miła i wezwała kierowniczkę,
którą później okazała się oplutą panią z restauracji. Przez piasek w butach
rodzina Oliwii została wyrzucona z hotelu. Przez następny tydzień mieszkali u
rybaka, który wynajmował domki ‘’ last minute’’.
Pamiętajcie! Nigdy nie wchodźcie w butach do piasku!
MAGDA MORGAŁA: "Lisie lato"
Lato
to chwile, które kojarzą mi się z odpoczynkiem od szkoły i obowiązków. Jest wtedy
ciepło, dni są długie, a ludzie weselsi niż zwykle. Dla mnie to również czas
spełnienia marzeń…
Trzynastoletnia Kaja zawsze miała
bujną wyobraźnię. Nie raz wyobrażała sobie, że może być kimkolwiek zechce.
Nawet superbohaterką. Pewnego dnia na harcerskim obozie cała jej grupa wyszła
na spacer do lasu. Bardzo ją to ucieszyło, bo uwielbiała przyrodę, a w
szczególności zwierzęta. Kwadrans później Kaja zauważyła, że coś rudego leży w
oddali. Postanowiła tam pójść, wymykając się z grupy. Na początku myślała, że
to tylko wysuszone igły, ale gdy podeszła bliżej, zobaczyła rannego liska
leżącego w trawie. Bez chwili zastanawiania się postanowiła, że weźmie go ze sobą i spróbuje opatrzyć mu ranę. Mając nadzieję, że
drużynowy nie zorientuje się, wróciła z liskiem do obozowiska. Koleżanki Kai z
drugiej grupy były w swoim namiocie, więc po prostu do nich weszła. Dziewczyny
zdziwiły się obecnością Kai, ale bardziej skupiły się na lisku.
- Kaja, skąd go masz?! - spytała Martyna
- Znalazłam go... Musimy opatrzyć mu ranę - cicho odpowiedziała Kaja.
Martyna
od razu pobiegła po bandaż, a za nią Julka. Kaja została sama z lisem w
namiocie.
- Nie martw się – powiedziała uspokajająco Kaja. - Będzie dobrze.
Liskowi znacznie poprawił się humor i polizał rękę Kai.
Następnego dnia kiedy Kaja
się obudziła, zobaczyła koło siebie śpiącego liska. Obok niego zobaczyła jakieś
pudełeczko. W środku znajdował się naszyjnik ze sztucznym lisim ogonem. Kaja
się zachwyciła, myśląc, że to od przyjaciółek. Jednak myliła się...
Kaja specjalnie dla liska
rezygnowała z wielu atrakcji, żeby pójść z nim na łąkę i się pobawić. Właśnie w
ten sposób spędziła tydzień swoich wakacji. Zaprzyjaźniła się z lisem i
całkowicie mu ufała. Jednak pewnego dnia kiedy się obudziła, liska przy niej nie było.
Próbowała go szukać. Niestety bezskutecznie…
Po kilku dniach nieobecności liska Kaja zaczęła się
zastanawiać, czy wszystko to, co jej się ostatnio przydarzyło nie było tylko
snem albo wytworem jej wyobraźni.
W ostatni dzień obozu podczas
pakowania się odnalazła na dnie plecaka lisi naszyjnik. Teraz była już pewna, że naszyjnik mógł być prawdziwy, a lisek to tylko
jej wyobrażenie.
Po ostatnich przygotowaniach harcerze ruszyli w kierunku
domu. Po kilkugodzinnej podróży dotarli na miejsce. Każdy poszedł w swoim
kierunku, więc Kaja również ruszyła do domu. Wchodząc przez swój ogródek, usłyszała w
krzakach szelest. Nagle zza krzaków wyłonił się… mały lisek. Lisek Kai.
Dziewczynka była przeszczęśliwa i wtedy już wiedziała, że każde marzenie może
się jednak spełnić...
Lato to czas spełniania
marzeń. Tak właśnie myślę i już nie mogę doczekać się następnych wakacji. Może
i moje marzenie się spełni.
JULIA SZCZYPIOR: "Magiczne drzewo"
Ta
historia opowiada o 14 letniej Lenie. Lena jest piękną, wysoką dziewczyną o
czarnych długich włosach. Dziewczyna mieszka u swojej cioci w skromnym domku
nieopodal lasu. Każdego dnia odwiedza nowe zakątki nieznanej dziczy.
Pewnego dnia trafia na niezwykłe drzewo,
lecz nie mogła do niego podejść, ponieważ robiło się już ciemno i musiała
wracać do domu. Poostanowiła więc, że pójdzie
tam następnego dnia.
Kolejnego dnia wróciła
i nawiązała niesamowitą więź z drzewem. Od tamtej pory była to jej tajemnica. Rozmawiała z drzewem, zwierzała mu się, dekorowała jego gałęzie. Gdy uznała, że
drzewo jest już odpowiednio upiększone, przysiadła na kamieniu obok drzewa i
zaczęła mu opowiadać, jak jej minął ten piękny, letni dzień. W pewnej chwili
drzewo odpowiedziało. Dziewczyna była zaskoczona, oddaliła się trochę i ukryła
za krzakiem. Drzewo powiedziało:
- Nie bój
się.
Dziewczyna wystawiła głowę zza krzaka i zapytała:
- Ty! Ty mówisz?!
- Tak - odparło drzewo i opowiedziało jej swoją historię:
- Kedyś niewinnie bawiłem się z kolegami, rzucając
kamieniami w drzew. Zauważył to czarownik. Rzucił na mnie czar. Zmienił mnie w
drzewo i każdego dnia lata zaczynam mowić ludzkim głosem. Jesteś jedyną osobą, ktora wie, że
mówię.
Dziewczyna z zaciekawieniem słuchała drzewa, które nadal mówiło:
- Klątwa będzie na mnie wisiała aż do dnia, w którym ktoś z mocą tak wielką jak
czarownik mnie odczaruje.
- A kiedy byłeś człowiekiem, to jak miałeś na imię?
Drzewo miało już odpowiedzieć, ale dziewczyna zorientowała
się, że zrobiło się już bardzo późno i musi wracać do domu. Nic nie mówiąc, uciekła.
Następnego dnia ciotka nie pozwoliła
dziewczynce wyjść na dwór,
lecz Lena i tak wymknęła się z domu. Wróciła do drzewa i zapytała go
jeszcze raz :
- Jak miałeś na imię, gdy byłeś człowiekiem?
- Jakub – odpowiedziało drzewo.
Dziewczyna była wszystkiego bardzo ciekawa i
zadawała mnóstwo
pytań. I tak z pytania na pytanie drzewo i nasza bohaterka zaprzyjaźniali się
coraz bardziej.
Minęły dwa tygodnie odkąd Lena zaprzyjaźniła się z drzewem Jakubem.
Dzień w dzień przychodziła do Jakuba, by z nim porozmawiać i udekorować jego
gałęzie. Był to już taki wakacyjny rytuał. Kiedy więc nastał kolejny dzień postanowiła, że
pójdzie
do swojego przyjaciela. Gdy doszła na miejsce, drzewa już nie było. Był tylko
jego ucięty pień. Lena podbiegła do drzewa i zaczęła płakać. Gdy jej łza opadła
na pień drzewa, ziemia zadrżała, a drzewo zaczęło odrastać. Lena odsunęła się i
patrzyła, jak jej przyjaciel robi się coraz większy. Nagle nie widziała nic oprócz oślepiającego światła. Jasność
unosiła się przez dobrą minutę. W pewnej chwili zniknęła, a obok drzewa leżał
chłopak. Był to Jakub w postaci człowieka.
I
tak skończyła się przygoda Leny, a zaczęła się
przyjaźń dwojga ludzi. Dla
jednych może być niewiarygodna, dla innych szokująca, ale dla nich
najprawdziwsza z prawdziwych.