piątek, 17 maja 2013

Odjazdowy festiwal muzyki





Odjazdy co roku przyciągają ludzi o tych samych zainteresowaniach muzycznych i podobnym światopoglądzie. I choć czasy się zmieniły, ludzie dalej chętnie uczestniczą w tym festiwalu.

Krótka historia Odjazdów
Odjazdy to festiwal muzyki rockowej, który odbywał się cyklicznie w latach 1989-2000 w katowickim Spodku. Reaktywacja nastąpiła w 2011 roku, a 9 marca 2013r. miałyśmy okazję uczestniczyć w tym wydarzeniu.

Chcę żyć tu i teraz /Luxtorpeda/
Sobota, 9 marca. Pierwsza myśl po przebudzeniu: ODJAZDY! Zapowiadała się wspaniała zabawa. Bilety zakupiłyśmy już dawno temu i od tego czasu z niecierpliwością wyczekiwałyśmy koncertu Luxtorpedy, Comy czy Myslowitz. Pełne pozytywnej energii wyruszyłyśmy do Katowic. Szczerze: spodziewałyśmy się tłumu „metali” lub punków, a przed Spodkiem zastałyśmy jedynie garstkę młodzieży… Na szczęście to były tylko pozory. Z każdą chwilą bowiem tłum się powiększał, a wśród zgromadzonych można było dostrzec ludzi w różnym wieku. Stali bywalcy festiwalu przyodziani byli w koszulki Odjazdów sprzed lat. Młodzież zaś dumnie prezentowała T-shirty z Bednarkiem lub Comą. Wszyscy natomiast bez wyjątku nastawieni są na wspaniałą zabawę.

A ja mówię raz, dwa, w górę ręce! /Kamil Bednarek/
Chwilę po godzinie 15-tej dało się słyszeć pierwsze dźwięki muzyki. Imprezę rozpoczął zespół Curly Heads z wokalistą Dawidem Podsiadło (zwycięzcą programu X Factor). Ich publiczność nie była nazbyt liczna, ale z minuty na minutę ludzi wciąż przybywało. Zapowiadało się dziesięć godzin wspaniałej zabawy…
Następne koncerty to Lao Che i Kamil Bednarek. Występ Bednarka wzbudził wiele kontrowersji, bo niby co muzyka reggae robi na rockowym festiwalu? I choć sala powoli pustoszała, gdy młody artysta wyszedł na scenę, to po czasie ludzie jednak wracali i już po chwili wszyscy podskakiwali w rytm optymistycznych utworów. Czyżby dobrze się bawili przy jego hitach? Jak powiedział sam Kamil Bednarek: Muzyka ma łączyć, a nie dzielić. Mądre słowa.

Turboodjazd
Jako czwarty zagrał duński zespół Turboweekend. Gdy tylko zjawił się na scenie, tłum zaczął szaleć, ludzie śpiewali i tańczyli. Nieziemsko przystojny wokalista Silas Bjerregaard rozpoczął niesamowite show. Lasery oraz dym dawały nieziemski efekt. Pełen profesjonalizm. Jeden z fanów w trakcie koncertu rzucił Silasowi polską flagę. Wokalista odebrał ten gest bardzo ciepło…


Wstań i walcz, wyjdź i krzycz, daj mi znak, zerwij smycz!  /Luxtorpeda/ 
Stojąc w pierwszych rzędach, wyczekiwałyśmy koncertu naszego ulubionego zespołu – Luxtorpedy. Tak na marginesie w 2012 roku w plebiscycie magazynu „Teraz Rock” grupa zajęła pierwsze miejsce w kategorii „najlepsza płyta” i „najlepszy zespół”.
Gdy w końcu Hans i Litza pojawili się na scenie, rozpoczęło się istne szaleństwo. „Co chcecie usłyszeć?” – wykrzykiwał ze sceny wokalista. „Jestem głupcem” – krzyczał tłum. To, co nastąpiło potem to była istna mieszanka chaosu i szału - za mną jakiś spocony mężczyzna dziwnie się do mnie uśmiecha, po lewej szaleje mój przyjaciel Łukasz, ja krzyczę ile sił w płucach, a nad moją głową przesuwają się ludzie na tzw. „fali”; ktoś spada na mają głowę, inny ktoś uderza mnie glanem… No cóż, takie są „uroki” koncertów rockowych.
Podczas występu Luxtorpedy nie mogło oczywiście zabraknąć utworu Za wolność. Światła zostały zgaszone, wokalista poprosił wszystkich, aby usiedli na płycie i wyciągnęli swoje telefony komórkowe. Po chwili można było zobaczyć tysiące ludzi z zaświeconymi „światełkami” w górze, a po kilkunastu sekundach całkowitej ciszy, wszyscy wykrzyknęli: „Za wolność!” Było w tym coś elektryzującego. Tej chwili nie zapomnę do końca życia…
Następnie zagrała Coma. Znany i szanowany łódzki zespół z charakterystycznym frontmanem Piotrem Roguckim na czele wywołał euforię wśród licznych fanów. Podczas występu nie mogło więc zabraknąć utworów z ich tzw. „Czerwonego Albumu” – Na pół, Angela czy  Deszczowa piosenka.
Zmęczenie, pot i tłum – trzy powody, przez które zdecydowaliśmy się odejść trochę od sceny. Okazało się, że był to znakomity pomysł, ponieważ niespodziewanie znaleźliśmy się obok wokalisty Torboweekendu! Przyznaję, że TROCHĘ  mnie  poniosło i zaczęłam piszczeć jak zwariowana nastolatka. Kiedy pierwsze oszołomienie minęło, poprosiłam o wspólne zdjęcie.


I nawet kiedy nie będę sam, nie zmienię się, to nie mój świat… /Myslowitz/
Jako ostatni wystąpił zespół Myslowitz. Niestety, grupa z nowym wokalistą Michałem Kowalonkiem to już nie jest to samo. Trzeba przyznać, że Artur Rojek ze swoim wręcz depresyjnym i melancholijnym głosem wyróżniał się na polskiej scenie muzycznej. Stare, dobre Myslowitz… No cóż, te czasy raczej już nie wrócą. Pewnie z tego również powodu spora grupa osób zdecydowała się wyjść z imprezy.
My też nie mieliśmy już sił bawić się w tłumie. Osiem godzin czystego szaleństwa w końcu musiało dać znać o sobie. Siedzieliśmy więc sobie wygodnie w fotelach, leniwie obserwując bawiących się ludzi. Wszystko było idealne – muzyka, zespoły, publiczność. Czyżby ludźmi rządziły stereotypy? Wielu z nas przecież uważa, że „metale” to agresorzy, a pogo to najniebezpieczniejsza zabawa świata. Tylko osoba, która nie doświadczyła nigdy takiego uczucia, gdy podczas upadku w pogo las rąk podnosi Cię zanim dotkniesz ziemi, może wystawić taką opinię…
Tegoroczne Odjazdy z pewnością przejdą do historii. Godziny dobrej muzyki, jedności i zabawy. Festiwal pokazał, że muzyka pomimo różnych stereotypów łączy ludzi, a nie dzieli. Pora jednak wracać do szarej egzystencji i monotonii dnia codziennego. Niestety…

Karolina Pichla i Paulina Staś