sobota, 1 czerwca 2013

Jeszcze o egzaminie gimnazjalnym


Wtorek 24.04.2013 rok, godzina 7:00. Przy moim łóżku ojciec trzymając dokładnie wyprasowaną, śnieżnobiałą koszulę, próbuje błagalnym wzrokiem zmusić mnie do wstania. Zastanawiam się, po co tak wcześnie? Egzamin jest o 9:00, a mnie wystarczy 30 minut na poranną toaletę, śniadanie i wyjście z domu – w końcu do szkoły mam raptem 100 metrów. Dzisiaj nie będzie pośpiechu - odpowiada.  Spokojnie się ubierzesz, zjesz i może jeszcze poczytasz przed egzaminem. Wolne żarty – chyba za późno na nadrabianie zaległości…
Spokojnie więc zjadam śniadanie, potem prysznic i ta starannie wyprasowana koszula. Potem seria pytań: „Jak się czujesz?, czy jesteś przygotowany? czy się denerwujesz?”. Zaczynam się zastanawiać, kto jest bardziej zestresowany tym egzaminem – ja czy ojciec? Tłumaczę więc, że wszystko gra, że samopoczucie dobre, że jakoś będzie… Nie wiem, czy to wystarczy, ale tata wydaje się być spokojniejszy. Jeszcze tylko telefon do mamy, która z przejęciem w głosie życzy powodzenia i każe obiecywać, że jak tylko wyjdę z sali egzaminacyjnej natychmiast mam zadzwonić i zdać relację. Znów zapewniam, że będzie dobrze. Skąd u mnie tyle spokoju?
Wychodzę trochę wcześnie, chociaż wiem, że szybsze dotarcie do szkoły nie będzie miało większego znaczenia, bo znając moje szczęście, posadzą mnie w pierwszym rzędzie…
Ku mojemu zdziwieniu w szkole panuje duży ruch – chyba większość rodziców nie spała tej nocy… Wszystko w jednej biało-czarnej kolorystyce. Uczniowie spokojnie kroczący po korytarzach – jedni rozmawiają, inni chyba jeszcze próbują coś doczytać. Kilkoro nauczycieli również przyszło wcześniej. Skupiają teraz wokół siebie grupkę młodzieży, próbują odpowiedzieć na szereg pytań natury organizacyjnej, ale i uspokajają tych najbardziej zdenerwowanych.
Na horyzoncie pojawia się mój kolega Bartek równie spokojny jak ja, a może tylko sprawia takie wrażenie… Siadamy w kącie korytarza i razem w milczeniu obserwujemy pozostałych. Dopiero teraz zaczynam nerwowo zerkać na zegarek, zastanawiać się, czy wiem wystarczająco dużo, by zdać ten egzamin z dobrym wynikiem? Z zamyślenia wyrywa mnie głoś Bartka: Denerwujesz się? Odpowiadam, że nie, ale w głębi duszy zaczynam odczuwać lekki niepokój. Może gdybym pospał trochę dłużej, nie miałbym czasu się nad tym zastanawiać?...
Godzina 9:00. Wszyscy zostajemy zaproszeni do sali egzaminacyjnej. Z miejscem nawet nie najgorzej – posadzono mnie w dziesiątym rzędzie. Nie, żebym chciał ściągać, ale chyba będę swobodniej się czuł z dala komisji…
           Rozdanie testów. Chwila na wyjaśnienia, pytania. Czas start… Na początek historia i wiedza o społeczeństwie, potem język polski. Najpierw nerwowe wertowanie arkusza – kartka po kartce. Znowu powrót do pierwszej strony. Trochę za mało czasu na to wszystko – trzeba przyspieszyć tempo. Szukam w arkuszu dłuższej formy pisemnej – rozprawka czy charakterystyka, charakterystyka czy rozprawka? Pojawia się uśmiech na mojej twarzy i uczucie ogromnej ulgi – jednak charakterystyka postaci. Piszę. Zadania zamknięte, karta odpowiedzi; sprawdzam to, co napisałem. Udało się. Koniec. Patrząc na innych, widzę, że nie jestem jedyny, który skończył przed czasem. Widać uśmiechy i odprężenie, chociaż u niektórych uczniów jakieś dziwne zamyślenie. Nie są pewni? Nie trafili w temat? Mają wątpliwości? Chyba wszyscy je mamy. Na wyniki niestety trzeba będzie poczekać bardzo długo…
W końcu wracam do domu i już od progu słyszę: Jak poszło? Odpowiadam, że dobrze, chociaż pewności nie mam, ale trzeba jakoś uspokoić ojca, który zdaje się stresować bardziej niż ja. Jeszcze chwilkę rozmawiamy, chwalę się swoją charakterystyką postaci, którą przed egzaminem wyćwiczyłem niemal do perfekcji. Potem jeszcze obiecany telefon do mamy i znowu zdawanie relacji…
Nawet nie wiem, kiedy zasypiam. Budzę się dopiero po trzech godzinach. Niemożliwe, nigdy nie śpię w ciągu dnia.. Nerwy? Nie, przecież byłem taki spokojny. Cóż, egzaminy to stres dla każdego, tylko nie każdy to okazuje. Niektórzy nie śpią po nocach, inni przemierzają nerwowo korytarze, obgryzając paznokcie, a ja  po prostu zasypiam…
Adam Kemicer