poniedziałek, 21 października 2013

Podróż w czasie


Był słoneczny, lipcowy poranek. Siedziałam na tarasie w naszym apartamencie, czytając książkę. Nagle mama oznajmia, że dzisiaj o 12:00 wyruszamy w rejs statkiem wycieczkowym. Będziemy płynąć przez trzy dni, podziwiając piękne wyspy Chorwacji. Ucieszyłam się na tę wiadomość i od razu pobiegłam się spakować, nie zapominając o ulubionym aparacie fotograficznym, z którym nigdy się nie rozstaję.
                Na statku przydzielono nam trzyosobową kajutę, dla mnie i rodziców. Po rozpakowaniu została nam jeszcze godzina do uroczystego obiadu, więc razem z rodzicami wybraliśmy się na spacer po pokładzie statku. Byłam zachwycona, gdy zobaczyłam wielki basen z kilkoma zjeżdżalniami.   Siłownia, a nawet salon masażu – wszystko do naszej dyspozycji...
                Podczas uroczystego obiadu przywitał nas kapitan statku, omawiając program wycieczki. Najbardziej nie mogłam się doczekać momentu, kiedy dopłyniemy do miejsca, gdzie pływają delfiny. Dzieliły nas cztery  godziny do spotkania z tymi wspaniałymi stworzeniami, które zawsze marzyłam spotkać.
                Popołudnie postanowiliśmy spędzić na basenie. Świetnie się bawiłam, zjeżdżając na zjeżdżalniach i grając w siatkówkę z innymi uczestnikami wycieczki. Nagle zerwał się silny wiatr i nadciągnęły ciemne chmury. Po chwili na ciele poczułam małe kropelki deszczu. Pobiegliśmy szybko do swoich kajut, myśląc, że zaraz rozpęta się burza. Statek zaczął się kołysać, aż przedmioty z półek spadały na podłogę. Ogromne fale zaczęły zalewać pokład, a kapitan kazał nam założyć kamizelki ratunkowe. Przerażeni wykonaliśmy polecenie, a ja poczuła się jak na "Titanicu" i wcale nie było mi do śmiechu…  Zawyły syreny. Wszyscy z krzykiem wybiegli z kajut. Panika ogarnęła całą załogę. Z minuty na minutę statek coraz bardziej się przechylał, a to w prawo, a to w lewo. Trzymałam się kurczowo barierki. Wtem zobaczyłam zbliżającą się kilkumetrową falę, która pochłonęła mnie w otchłań morza... Poczułam niemoc i bezsilność. Zauważyłam pływających obok mnie rodziców, podniosło mnie to na duchu. W tej samej chwili, tuż za nimi wyłoniły się trzy płetwy grzbietowe.                                                             
- Czyżby rekiny? - pomyślałam. Były to na szczęście delfiny. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Nagle jeden z nich podpłynął do mnie i dał mi znak, że mogę go dosiąść. Zrobiłam to, choć niepewnie, a zwierzę wydało z siebie radosny dźwięk. Rodzice naśladowali moje ruchy i razem płynęliśmy do brzegu.
- Marta! - zawołała mama. Odwracam się do niej, ale nie odpowiada.              
- Marta, obudź się! - znowu usłyszałam głos. Otworzyłam oczy i okazało się że to tylko sen...

Marta Szpyrka