poniedziałek, 7 listopada 2016

Praca konkursowa nr 1


INSTRUKCJA GŁOSOWANIA:
1. Zaglądacie na naszego bloga.
2. Czytacie zamieszczoną pracę konkursową.
3. Jeśli praca Wam się spodoba, klikacie.
4. Jeśli nie - czekacie na kolejną i znowu postępujecie wg instrukcji
Poniżej zamieszczamy pierwszą konkursową pracę. Przyjemnej lektury...

PRACA KONKURSOWA nr 1

Myśl zawsze dwa razy – tak na wszelki wypadek…

Podczas swej wędrówki Mały Książę natknął się na kolejną planetę. Można było na niej dostrzec średniej wielkości nie nadzwyczajną, zrobioną z czerwonej cegły altankę. Obok niej widniał malutki ogródek, ogrodzony lekko omszałym płotkiem. Chłopiec zauważył, że jest większa niż te, które już odwiedził.
      Wylądował i wysiadł z samolotu. Jego pierwszą myślą było poznać planetę i poszukać zamieszkującej ją osoby. Niepewnym krokiem ruszył w stronę widzianej wcześniej chatki. Spostrzegł przy niej dwie sterty kartonów, jedne były wypełnione w miejscu przeznaczonym na adres, a na drugich nie było nic. Leżały niedaleko ogródka i wcześniej nie zauważonego oczka, które wypełniała nie przypominająca kolorem wody, lecz inną ciecz różowa substancja. Przyglądając się kartonom, zauważył, że okna chatki wcale nie znajdują się tak wysoko, jak myślał i przy małej pomocy bez trudu da radę przez nie zajrzeć. Podniósł więc najbliżej niego leżące pudełko i umiejscowił je tuż przy ścianie pod oknem. Postawił jedną nogę, sprawdzając czy jest stabilnie, a chwilę później dołożył drugą. Wyprostował się, jednocześnie chwytając się dłońmi zewnętrznego parapetu i wtedy jego oczom ukazało się wnętrze tajemniczego budynku wraz z jego lokatorami. Jeden z nich – Naukowiec stał przy stole laboratoryjnym, przelewając kolorowe  substancje z jednego naczynia do drugiego. Wykonywał zapewne jakieś doświadczenie. Druga postać natomiast siedziała na jednym z foteli, popijając herbatę z kubka. Widniała na nim jakiś kolorowy znaczek, który nigdy wcześniej nie był przez chłopca widziany. Ściany pomieszczenia były beżowe, jednakże miały niezwykłe ozdoby w postaci powyrywanych kartek zapisanych rozmaitymi czcionkami, szklanych malutkich naczynek przytwierdzonych do ścian w nierozpoznawalny dla Księcia sposób, paru szafek i wielu tablic z napisami w różnych językach.
- O rany… - powiedział do siebie chłopiec. Nigdy czegoś tak dziwnego nie widziałem! – pomyślał i zszedł ostrożnie z kartonu. Podekscytowany widokiem tylu nowych, nieznanych mu rzeczy, nie myślał długo co dalej. Postanowił, że pójdzie przedstawić się nieznajomym mężczyznom, w końcu nie pierwszy raz ma kontakt z niezrozumianymi i wciąż zastanawiającymi go dorosłymi.
     Podszedł do frontowych drzwi altanki, słyszał lekkie potłukiwanie o siebie szkła i jakieś rozmowy. Podniósł swą dziecięcą rękę i zapukał. W jednej chwili wszystko ustało. Usłyszał zbliżające się kroki, a chwilę później odgłos skrzypiących, uchylających się drzwi. Ukazał się przed nim człowiek, który wcześniej siedział na fotelu – Tłumacz.
- Mamma Mia! – krzyknął.
- Parli italiano? Ou pale Alman? Sprichst du Deutsch?- mówił nerwowo, używając przy tym pytającego tonu.
- Dajże spokój patałachu! – burknął Naukowiec. - Toć to dziecko! – dodał.
- J... jestem, znaczy nazywam się Mały Książę - wyjąkał chłopiec.
Naukowiec przepchnął się do drzwi przez swego współlokatora i powiedział:
- Miło mi Cię poznać, ja jestem Naukowcem, a to jest mój daleki kuzyn Tłumacz. Mówi w różnych językach, tymczasem nigdy nie widział tak młodej jednostki jaką jesteś... to znaczy innego dziecka.
      Chwilę później, Mały Książę został zaproszony do środka. Usiadł w fotelu i zapytał:
- A więc… Ty jesteś Naukowcem, a to Twój daleki kuzyn, który jest Tłumaczem?
- Zgadza się – odparł. – Jak się tu znalazłeś? Masz swoją planetę? – spytał.
- Przyleciałem tym samolotem! – odpowiedział, podchodząc do okna, po czym wskazał palcem na swój samolot.
Obydwaj mężczyźni lekko unieśli się z foteli, by spojrzeć na samolot.
- No a.. drugie pytanie? – zapytał zaciekawiony Tłumacz, wstając, by zrobić herbatę.
- Dotychczas mieszkałem na planecie. Mam na niej trzy wulkany, które często czyszczę. Wyrastają tam też baobaby, które muszę wyrywać. Jest tam również moja Róża… – tu chłopiec nieco zasmucił się na myśl o niej.
- Pozwolisz, że spytam, kim jest Róża?
- Jest kwiatem, jednak bardzo się do niej przywiązałem… W końcu na tej planecie miałem tylko ją.
- Dlaczego więc opuściłeś miejsce, w którym teoretycznie wiele Ci nie brakowało? A przede wszystkim miałeś swoją Różę –  spytał rozmówca chłopca, wyciągając dłoń po kubek herbaty.
- Chciałem szukać przyjaciół, mimo wszystko czułem się samotny… – odpowiedział, jeszcze bardziej zagłębiając się w to, co zrobił. Zapanowała chwila ciszy. Przerwał ją krzyk:
- Santa mmerda! – padło ze strony zdenerwowanego współlokatora.
- Cóż się stało?! – zapytał wystraszony Naukowiec, odstawiając herbatę na stolik.
- Nasza praca! Zadania do wykonania! Musimy wysłać dziś jeszcze dwie paczki!
- Na miłość boską! Zapomniałem... – zerwał się z fotela i począł szybko podgrzewać fiolki umocowane na srebrzystym statywie. A jego kuzyn począł czytać i kartkować strony, jak gdyby się paliło.
Całej sytuacji przyglądał się Książę i myślał: ,,Ach, ci dorośli… Wciąż im w głowie praca i obowiązki. Gdyby posiedzieli ze mną jeszcze chwile, na pewno nic by się nie stało”. Siedział tak jeszcze chwilę po czym zaczął się zastanawiać, co teraz zrobić - ,,Przeszkadzam im? A może nie... Przecież tylko tu siedzę. A jakby tak im pomóc?”. Postanowił się odezwać:
- Przepraszam bardzo, czy przydam się w czymś? – nieśmiało zapytał.
- Czekajże młodzieńcze! Widzisz, że próbuję coś robić! – wymamrotał Naukowiec, pakując starannie parę próbówek do kartonu.
Mały Książę nie wytrzymał:
- Czy wy dorośli zawsze macie zajęcia ważniejsze niż wszystko dookoła?! – krzyknął, równocześnie wstając z krzesła.
Nagle przerwali swoją pracę. Kończący zaklejać pudełko mężczyzna usiadł spokojnie na fotelu i rzekł:
- Słuchaj mały, obydwaj wciąż pracujemy nie po to, żeby zarabiać. Oczywiście, potrzebujemy mieć z czego żyć, ale rodzice moi i tego posiadacza 15 alfabetów w głowie pracowali razem w międzygalaktycznej korporacji. Jednakże, ich pierwszym zajęciem i fachem była praca na planetach. Pewnego dnia dostali list zawiadamiający o obowiązkowym zgłoszeniu się do uczestnictwa w naborze do pracy dla ministra spraw ogólnoplanetarnych. Test wykazał, że kwalifikują się do pracy w zawodzie, który polegał na odbieraniu zamówień, rozsyłaniu i adresowaniu paczek, które minister sprzedawał planetom. W ten sposób musieli uczyć się wszystkiego od nowa, co zdecydowanie nie było łatwym zadaniem. Na dodatek trudno jak diabli, było im wbrew swojej woli pracować do końca życia.
- Ale na szczęście jego rządy przeminęły około sześć lat temu. Za to my zaprzysięgliśmy się, że nauczymy się tylu rzeczy, ile możemy, by różne odłamy naszych zawodów nie stanowiły dla nas problemu – dokończył wielojęzyczny kuzyn.
Chłopiec spuścił wzrok i po chwili zastanowienia powiedział:
- Mam pomysł… – zaczął. – Czy latanie nie jest przypadkiem powiązane z rozsyłaniem paczek?
Po momencie namysłu otrzymał jednoznaczną odpowiedź:
- Jak najbardziej.
- To prawda! – dodał Tłumacz.
- Mogę nauczyć was sterować... Jeśli oczywiście zechcecie. Natomiast nie chcę w zamian pieniędzy, chyba że wy coś wymyślicie? – oznajmił Książę.
- Uważam, że przyda mi się umiejętność latania tym ustrojstwem. Ja w zamian zapoznam Cię z chemią elementarną. Natomiast nie wiem, co może zaproponować Ci mój przyjaciel…
- Tłumaczu, czy nauczysz mnie języka dorosłych? – zapytał. – Chciałbym ich w końcu zrozumieć…
- Nie jestem filozofem, ale mogę stwierdzić, że znasz ich język, rozmawiamy nim. Ale nie jesteś w stanie zrozumieć jeszcze ich trosk, zmartwień i obowiązków. Gdy podrośniesz, przyjdzie czas stać się dorosłym i wtedy na pewno będziesz wiedział, dlaczego tacy jesteśmy – odpowiedział mu, drapiąc się w tył głowy.
- To może naucz mnie rozmawiać z roślinami! Powiem baobabom z mojej planety, żeby odeszły dręczyć kogoś innego.
- Zobaczę, co da się zrobić.
      Jakiś czas później cała trójka stała przy z pozoru wydającym się nie za dużym samolocie.
- Ty pierwszy Naukowcu, wsiadaj. Zaraz Ci wszystko wyjaśnię, zapewniam Cię, że to nic trudnego – zadeklarował chłopiec.
Naukowiec dość zdecydowanie i bez wahania usiadł na przednim siedzeniu.
Mały Książę wytłumaczył mu zwięźle, co ma robić. Nie musiał powtarzać. Naukowiec wnet potrafił sam wznieść się nad czerwoną altankę i wrócić. Przyszła kolej Tłumacza. Na uwagi Księcia przytaknął głową i wzniósł się nad ziemię, parę chwil później wylądował. Podmuch wiatru rozwiał jasne blond włosy Małego Księcia, który przenocował w pokoju gościnnym na piętrze.
    Nazajutrz rolę się odwróciły. Naukowiec starał się wyjaśnić mu wszystko, jak najlepiej potrafił - tak, żeby chłopiec cokolwiek zrozumiał. Skupił się, i patrzył z wyraźnym zaciekawieniem na każdą zlewkę, każdy statyw i ruch mężczyzny. Słuchał nieprzerwanie tego, co mówił i nie oszczędzał pytań. Po długim czasie, przyszła kolej na zapoznanie młodego ucznia z ogródkiem.
- Tu rosną substraty, których potrzebuję do moich doświadczeń. O, zobacz... - powiedział Naukowiec, wskazując na fioletowy oraz malusieńki krzaczek znajdujący w środkowej części niewielkiego przydomowego kawałku ziemi.
- Gdy przyjdzie czas, ta roślina zakwitnie i z jej pączków będę mógł zebrać te kryształki, które Ci pokazywałem. Pamiętasz, jak się nazywały?
- O ile się nie mylę, był to nadmanganian potasu? – odpowiedział pełny nadziei w poprawną odpowiedź chłopiec.
- Świetnie chłopcze, szybko się uczysz! – pochwalił go. W tym czasie współpracownik wynosił gotowe do wysyłki paczki w miejsce specjalnie do tego wyznaczone, które znajdowało się niedaleko ceglanej chatki.
Gdy wracali, mijali oczko wodne, które młody zauważył na samym początku pobytu na planecie.
- A właśnie, widziałem tę sadzawkę wcześniej. Zastanawia mnie, dlaczego w niej jest różowa woda?
- Jest różowa, ponieważ kiedyś idąc z wysyłkami, przypadkowo kopnąłem w wiaderko z odczynnikiem. Przewróciło się i trochę go wpadło do wody, na skutek czego się odbarwiła – odpowiedział chłopcu Naukowiec.
       Wrócili do domu gdzie na odegranie swojej roli, czekał już Tłumacz. Siedział przy stoliku, na którym stały dwa kubki, w tym jeden z tajemniczym znaczkiem. Zapytał, czy chłopiec jest gotowy, po czym sięgnął ręką do półki z książkami. Mały Książę pokiwał głową i usiadł w fotelu obok. Spostrzegł na kubku znaczek i od razu zapytał:
- Chciałbym wiedzieć, co oznacza ten znaczek, który masz na kubku?
- Ten kubek był prezentem za współpracę z pewną planetą, a to był ich firmowy symbol. No wiesz... marketing – odrzekł.
- A, rozumiem... To teraz zamieniam się w słuch – oznajmił.
Tłumacz nauczył chłopca podstawowych zwrotów z kilku języków, które razem wybrali. Spędzili na tym całe popołudnie, a na koniec padło pytanie o wspominanej wcześniej mowie roślin.
- A który z tych języków zrozumieją te złośliwe baobaby?
Na to nie miał odpowiedzi, lecz znalazł wyjście. Wstał, podszedł do drewnianej szafy stojącej przy oknie i wyciągnął z niej małą białą saszetkę, w której szeleściły jakieś kuleczki.
- Zdaje mi się, że do nich nie przemówisz. Trzymaj, rozsyp to na planecie, a nie będą wyrastać nowe –zaradził Tłumacz i podał mu ową saszetkę.
- Bardzo dziękuję za pomoc... i naukę. Użyję saszetki od razu po powrocie do siebie – grzecznie podziękował chłopiec.
      Wizyta Małego Księcia zaczęła powoli dobiegać końca. Nadszedł wieczór, więc zaczął szykować  się do wylotu. Jeszcze przed zmrokiem odprowadzili go do samolotu. Podziękował mężczyznom za wszystko oraz obiecał, że ich jeszcze odwiedzi. Tłumacz dodał, że może i oni zaopatrzą się w środek transportu i jeśli zechce przylecą go i jego Różę odwiedzić. Ostatnimi słowami Naukowca było podsumowujące pouczenie:
- Człowiek zazwyczaj docenia coś dopiero wtedy, gdy mu tego zabraknie. Pamiętaj więc chłopcze, myśl zawsze dwa razy – tak na wszelki wypadek. A teraz wracaj do swojej Róży, na pewno już jej Ciebie brakuje.
Chłopiec lekko się uśmiechnął i nic już nie mówiąc, wsiadł do samolotu i odleciał. Kilkanaście metrów od planety odwrócił się, by im pomachać. Parę chwil później zniknęli ze swojego pola widzenia.
     Wracając na swoją planetę, miał czas na refleksję. Zdał sobie sprawę z wielu rzeczy i po głębokim namyśle wyciągnął wnioski: ,,Nie żałuję tej podróży. Tak wielu rzeczy się nauczyłem, spędziłem trochę czasu z dorosłymi, usiłując ich zrozumieć. Nauczyli mnie dużo mądrych rzeczy, a nawet spełniłem cel swojej podróży - zdobyłem nowych przyjaciół. Bardzo się z tego cieszę i chętnie ich kiedyś odwiedzę. Jednak teraz wracam do domu i o wszystkim opowiem mojej Róży”.
Martyna Stasz